Inwestowanie w obligacje korporacyjne

Obligacje korporacyjne to bardzo ważna cześć każdego portfela inwestycyjnego. Są tą stabilniejszą częścią, która ma asekurować cześć akcyjną. Nie znaczy to, że nie powinny generować przyzwoitych zysków. 

Wielu inwestorów buduje swoją bezpieczniejszą część portfela wykorzystując głównie obligacje skarbowe. Moim zdaniem to błąd. Obligacje krajów rozwiniętych dają relatywnie mały zysk, a obligacje krajów zaliczających się do rynków wschodzących bywają dość ryzykowne. Dobrze dobrane obligacje największych, najbardziej poważanych firm, powinny dać nam akceptowalny poziom ryzyka i przyzwoitą stopę zwrotu.

W chwili, gdy piszę ten artykuł, afera związana z obligacjami firmy windykacyjnej GetBack jest bardzo świeża. Wielu indywidualnych inwestorów liczy się ze stratą dużej części zainwestowanej gotówki. Nawet jeśli odzyskają swoje pieniądze, nie odbędzie się to szybko i w jednej racie. Na zwrot środków będą czekać miesiące, a nawet lata. I niekoniecznie odzyskają każdą złotówkę. Dlaczego więc poruszam temat obligacji korporacyjnych? I jeszcze sugeruję, że inwestowanie w nie możne być bezpieczne?

Tak jak w każdej formie inwestowania kluczem jest dywersyfikacja. Jeśli kupisz obligacje jednej firmy, jesteś całkowicie zależny od jej sytuacji. Nawet jeśli ma świetne wyniki i ocenę agencji ratingowych, ryzyko w stosunku do potencjalnego zysku jest relatywnie wysokie. (co ciekawe: GetBack wcale nie miał dobrych ratingów, a ostatnio został zrzucony do poziomu obligacji śmieciowych). Niestety przeciętny prywatny inwestor rzadko dysponuje wystarczająca ilością czasu i środków, żeby kupić obligacje chociaż kilku firm. A co, gdyby mimo to dało się kupić obligacje kilkunastu firm?  Wtedy nawet poważne problemy jednej lub kilku z nich nie wpłyną na nasz zarobek. Cóż, dobra wiadomość jest taka: nawet mając minimalne środki można stworzyć dobry, zdywersyfikowany portfel obligacji korporacyjnych. Do tego właśnie służą fundusze inwestycyjne i ETFy.

Sposoby inwestowania w obligacje korporacyjne

ETFy

ETF (Exchange Traded Funds) to, lekko upraszczając, rodzaj funduszu inwestycyjnego, który zamiast zatrudniać maklerów starających się być lepszym niż „rynek” ma za zadanie zachowywać się dokładnie tak samo, jak określony indeks giełdowy. Jedną z największych zalet ETFów jest ich cena za zarządzanie. W przypadku rynku obligacji jest to około 0.2% rocznie.

W polskojęzycznym internecie, już teraz można znaleźć wiele artykułów o inwestowaniu w akcje za pomocą ETFów. Ale wciąż bardzo wiele osób albo nic nie wie o tym sposobie inwestowania, albo myśli, że fundusze indeksowe reprezentują tylko akcje. Nic bardziej mylnego. Właściwie wszystko co można zamknąć w jakimś mierzalnym indeksie może być ETFem. Giełdy amerykańskie oferują setki takich funduszy a Amerykanie pokochali ten rodzaj inwestowania. W europie też robią się coraz bardziej popularna. Chociaż wciąż cały europejski rynek ETF jest znacznie mniejszy niż rynek amerykański. A polska giełda, będąca największym rynkiem w Europie Środkowo-Wschodniej? Na naszym własnym podwórku funkcjonują tylko trzy ETFy. Wszystkie odzwierciedlają indeksy akcji (WIG20, SP500, DAX). Nie ma żadnych indeksów obligacji czy towarów.

Dlatego, aby inwestować w obligacje za pomocą ETF potrzebujemy dostępu do rynków zagranicznych. Krótko o tym, jak zacząć inwestować za granicą pisałem tutaj.

Czy warto wchodzić w ETFy na obligacje? Myślę, że tak:

  • płacisz minimalne kwoty za zarządzanie (rzędu 0.2% rocznie)
  • jedyny koszt kupna/sprzedaży to prowizja maklerska (jakieś 0.3%)
  • dobra dywersyfikacja portfela. Możesz kupić ETFa, który zawiera obligacje największych korporacji świata
  • masz inwestycję w dolarach lub euro, co daje dodatkową dywersyfikację i zabezpiecza Cię przed nagłym osłabieniem złotówki (niestety działa w dwie strony: osłabienie dolara to strata dla Ciebie)
  • ETFy na obligacje to często „Fixed Income ETF”. Co określony czas (kwartał, pół roku, rok) wypłacają zysk (czyli zachowują się tak jak zachowywałyby się obligacje: wypłacają odsetki). Innymi słowy dają pasywny dochód.

Jeśli zainteresował Cię temat ETFów i obligacji korporacyjnych, zajrzyj też tutaj:

Polskie fundusze inwestycyjne

Fundusze obligacji dostępne w Polsce mają jeden, bardzo poważny problem. Opłaty. O ile kupno obligacji skarbu Państwa jest zupełnie darmowe (co bardzo poprawia rentowność inwestycji) o tyle fundusze obligacji korporacyjnych dostępne na rynku polski są dość drogie.

Same tylko opłaty roczne za zarządzanie wahają się w okolicach 1.2% – 2.2% dla zwykłych obligacji. Fundusze obligacji wysokodochodowych są droższe. Dodatkowo, wiele funduszy pobiera przy kupnie jednostek uczestnictwa opłaty, sięgające nawet kilku procent. Opłaty dystrybucyjne można często ominąć (promocje, kupno przez dystrybutora który nie pobiera takich opłat), ale opłat za zarządzanie już nie. A to znacznie rzutuje na końcowy wynik naszej inwestycji. Co gorsza mamy jeszcze „opłatę za wynik” często stosowaną w funduszach. Jeśli fundusz będzie miał zwrot wyższy niż jakiś ustalony benchmark (który nie musi być zbyt wygórowany) to opłata będzie odpowiednio wyższa.

Wszystkie powyższe czynniki obniżają nasz zysk. O ile w funduszach akcji nie jest to aż tak widoczne, o tyle w bezpieczniejszych funduszach obligacji, które z założenia dają trochę mniejszy zysk, może to być różnica na tyle duża, że samo inwestowanie w nie traci sens. Bo po co jakkolwiek ryzykować dla potencjalnego zysku rzędu 2% rocznie?

Nie twierdzę, że wszystkie fundusze obligacyjne są złe. Ale zanim kupisz jednostki uczestnictwa dokładanie przeanalizuj wszystkie związane z tym koszty i zastanów się ile fundusz musiałby zarobić na obligacjach żebyś wyszedł z oczekiwanym przez Ciebie zyskiem. I bądź realistą. Fundusz, który inwestuje w obligacje największych i najbardziej poważanych firm nie zarobi na nich więcej niż kilka procent rocznie. Natomiast fundusz skoncentrowany na szeroko pojętych obligacjach „High yield” (obligacje wysokodochodowe o podwyższonym ryzyku) lub też obligacjach firm i państw zaliczanych do „rynków wschodzących” jest z definicji bardziej ryzykowny.

Zagraniczne fundusze inwestycyjne

Zagraniczne fundusze inwestycyjne dostępne w Polsce to m. in. Franklin Templeton, BlackRock, Fidelity Worldwide Investment, Lyxor. Są tańsze w zarządzaniu niż fundusze polskie. Jeśli nie chcesz ponosić ryzyka walutowego możesz wybrać fundusz, który jest zabezpieczony przed takim ryzykiem (PLN Hedged). Wtedy, kosztem trochę niższej stopy zwrotu, nie martwisz się wahaniem złotówki w stosunku do euro czy dolara. Niestety nie jest to 100% zabezpiecznie. Jeśli wahania będą bardzo duże to i tak wpłyną na naszą inwestycję.

Jeśli chodzi o dystrybutorów, u których można kupić dany fundusz zagraniczny to w Polsce ten rynek wciąż nie jest tak rozwinięty jak w przypadku polskich TFI. Na stronach internetowych poszczególnych towarzystw są dość długie listy dystrybutorów: Franklin Templeton, BlackRock, Fidelity. Niestety, jeśli chodzi o banki to oferta często jest zarezerwowana dla klientów Private Banking. Towarzystwa Ubezpieczenieniowe raczej oferują sprzedaż wiązaną (inwestycja+ubezpiecznie), a to mnie nie interesuje. Pośród pozostałych dystrybutorów, całkiem ciekawa wydaje się oferta F-Trust. Ale zanim cokolwiek o niej napiszę, chcę jeszcze zbadać temat.

Innym problemem, o którym już wspominałem przy okazji wpisu o podatkach jest brak PIT-8C w przypadku inwestycji w fundusze zagraniczne. Niektóre z nich, jak np. Franklin Templeton, ułatwiają sprawę o tyle, że na koniec roku wysyłają raport podatkowy. Nie jest to gotowy PIT, ale powinien znacznie ułatwić sprawę.

Inwestowanie bezpośrednie

Sam wybierasz każdą obligację (emitenta i serię obligacji).

Jeśli chcesz stworzyć dobry i zdywersyfikowany portfel, składający się zarówno z obligacji firm polskich jak i zagranicznych musisz poświęcić trochę czasu. Sama operacja kupowania na giełdzie nie jest trudna. Najlepiej zacząć od polskiego rynku Catalyst. Poniżej zebrałem kilka przydatnych linków na początek:

Inwestowanie w obligacje na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie

Skaner rentowności obligacji

Obligacje notowane na catalyst